wtorek, 5 lipca 2011

Złombol 2010 zdjęcia powrót

Niestety mieliśmy ograniczony czas przez... sesje. Tak wrzesień to smutny miesiąc dla studentów.

Zdecydowaliśmy ze kimniemy się gdzieś na parkingu w centrum a z rana uderzymy na meczety zeby w miare szybko wyrwac sie z Istambulu w kierunku domu.

Rano pan cieć, jednym mocnym uderzeniem w maske Hranoli obudził wszystkich i dał sygnał do odwrotu. No to idziemy. Zdecydowaliśmy ze podjedziemy w poblize meczetów. Po jakieś godzinie kluczenia i błądzenia, dotarliśmy. Tym razem gdyby nie navi zajełoby nam to o wiele wiecej.

Są Hagia Sophia i Błekitny Meczet. Tego się nie da opisać a zdjęcia w ogóle nie oddają tego ogromu i przepychu. To po prostu trzeba zobaczyć.















No i to by było na tyle jezeli chodzi o Istambuł. Pozegnaliśmy się ze Szkodnikami i w droge do domu.

Turcja minęła nam bez zadnych problemów. Szybko byliśmy w Bułgarii i najkrótszą drogą skierowaliśmy się do Rumunii. Parędziesiąt kilometrów przed granicą Rumuńską w całkowitych ciemnościach mało co nie trafiliśmy w jakiegoś zwierza! Zdecydowaliśmy ze dalej nie ma co jechać i zaczeliśmy szukać jakieś motelu. Tak wiemy ze to nie po zlombolowemu ale byliśmy strasznie zmęczeni i sami.

Znaleźliśmy mały hotelik, ze strzezonym parkingiem więc wzieliśmy mały pokoik i do wyra.

Rano niezbędny serwis, czyli wymiana bezpiecznika i uzupełnienie oleju w skrzyni, który zaczął cieknąć w Istambule i jazda.





Zdecydowaliśmy ze musimy przejechać trasę Transfogarską. Skoro Top Gear tam był to czemu nie my?? Niestety nasza wszechwiedząca navi nie miała tej drogi więc lecimy według mapy. W którejś wiosce zaliczyliśmy mały postój. Zwierzaki zwane owcami zdecydowały ze zejdą sobie z gór do wioski po drodze, a ze byliśmy w mniejszości nie mieliśmy wiele do powiedzienia.





Pogoda nie dopisywała, widoczność utrudniała mgła więc widoczki były mocno ograniczone ale i tak jest na co popatrzyć...







Podobno kiedyś był to zamek Draculi, teraz zostały tylko ruiny.


































Po zaliczeniu Transfogarskiej, udaliśmy się dalej w góre Rumunii. Wieczorem dotarliśmy do tego samego kempingu na Wegrzech. Baliśmy się jak zareaguje obsługa ale niepotrzebnie. Spokojnie spędziliśmy nocke.

Był piątek. Do domu rzut kamieniem więc ruszyliśmy. Wjechaliśmy do Słowacji i tu mieliśmy mała przygode. Podczas przejezdzania koło prowadzony robot drogowych spod jadącego z naprzeciwka auta wystrzelił kamień. Huk był potęzny. Przez chwilę nie wiedzieliśmy co się stało. Na postoju okazało się ze szcześliwie kamień trafił w tablice rejestracyjną mocno ją uszkadzając. Gdyby trafił 5cm nizej byłoby po chłodnicy.

Spokojnie przejechaliśmy przez Tatry i heja do domu.


Dojechaliśmy do domu około godziny 21 cali i szczęśliwi ale straszliwie zmęczeni.



Podsumowywując: zrobiliśmy na oko :D około 4000 km spaliliśmy mase paliwa za 1800zł i 200zł wydaliśmy na noclegi (lwia część to nocleg w hoteliku w Bułgarii)

Wrazenia bezcenne...

Złom z Wami!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz