Pierwsze kilometry , pierwsze korki, pierwszy deszcz. No i pierwsza awaria, na szczęście nie groźna. Mianowicie w pewnym momencie w słowackich górach nasz licznik przy prędkości około 70km/h zaczął sobie od 20km/h az do 160. Chwilkę pobrykał az stwierdził, ze on dalsza jazdę ma w d*** i umarł. Dzięki niemu do dzisiaj nie wiemy ile tak naprawdę przejechaliśmy ;-)
Po wielu kilometrach w okolicach 22 docieramy do wyznaczonego miasteczka i rozpoczynamy rozpaczliwe szukanie kempingu. Cima zima a my nie wiemy gdzie jesteśmy, navi wyprowadza nas dobre 30km od celu. Zawracamy, chwila namysłu nad mapą na miejscowym CPNie, a tu nie wiadomo skąd zajezdza stara beta i wysiada paru wieśniaków i zaczynają krązyć wokół Hranolki. To nam wystarczyło, jedynka i ognia byle dalej. Na czuja jedziemy jakąś ciemną drogą, az tu nagle coś...
Jest kemping, nie wiemy czy nasz zlombolowy ale nam wszystko jedno, wjezdzamy. O dziwo, na miejscu sa juz organizatorzy... Jak? Nie mamy pojęcia? rozkładamy namiocik, piwko i zaczynamy integracje
W nocy podobno szalała burza, więc budzimy się wcześnie cali mokrzy, w namiocie jeziorko. Szybkie śniadanko pod klapą bagaznika i w droge nie ma na co czekać, tym bardziej, ze ciągle pada.
Uderzamy na Rumunie!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz