Czwartek 28.07.2011 (I dzień powrotu)
Szczerze mówiąc myślałem czy kontynuować pisanie po mecie ale nudzi mi się w aucie :D
0738 Zostaję brutalnie wyrwany ze snu, próbuję coś zjeść ale nie do końca mi to wychodzi. Odczuwam dotkliwy syndrom dnia wczorajszego...
0839 Żegnamy się ze wszystkimi znajomymi i wyjeżdżamy z kempingu. Krzysiu wyliczył że do Gabrysi czyli do Abercośtam jest niecałe 500 milów, czyli w normalnym świecie jakieś 800km. Nie ma się co obcyndalaś trzeba grzać.
1219 Kawałek za Aleksandrią znajdujemy rozkrzaczonego poloneza nr 132 który zgubił ładowanie. Pożyczamy im prądu i pomagamy im ożywić poldolota. Po pół godziny kombinowania ze szczotkami altek daje książkowe 14V :D Pakujemy graty i lecimy dalej bo czas nagli.
1506 Wjeżdżammy do Glasgow, jest zimno i zaczyna padać deszcz. Bardzo nie dobrze ale dajemy rade...
1540 Zatrzymujemy się na szybki obiad i tankowanie. A i jeszcze nie można zapomnieć o giftach dla familii :D
2114 Jesteśmy w Aberystwyth, przemuje nas Gabrysia. Pierwszy raz od soboty jemy porządny obiad i możemy się wykąpać w normalnych warunkach. Jest ciepła woda i w ogóle :D Po tych wszystkich rewelacjach obżarci po same uszy idziemy w miasto, Aber o zmroku jest piękne. Wchodzimy do tradycyjnego pubu na Guinessa :D
Pisz , Hranolko, bo ludzie są ciekawi szczegółów. A zdjecia ładnie doświetlajcie:)
OdpowiedzUsuń